A A A

Prawda spowita w ciszę - Grzegorz Józefczuk 2002

 

 

 

 

Prawda spowita w ciszę

 

W akwarelach Bartłomieja Michałowskiego ludzie ledwie się pojawiają, spowici w deszcz, wiatr i niepokojące światło, ujęci w ramy bram i ulic wiodących donikąd. Ten świat z obrazów milczy, jest bezgłośny, zamknięty w ciszy... W ciszy przeszłości. Nie wyłania się z nicości,

aby teraz zabłysnąć pełnią istnienia, on – odchodzi, odchodzi w niebyt. Za sprawą artysty możemy go na chwilę zatrzymać w tym nieuchronnym marszu ku nie-istnieniu. Za sprawą malarza, ale i z naszej przyczyny, albowiem to my prace te – i ten świat – napełniamy sensem, nawet jeżeli ma on wymiar krzyku.

Malarstwo Bartłomieja Michałowskiego, a szczególnie jego zainteresowanie sprawami sztetł – żydowskich miasteczek, nie zrodziło się w miejscu przypadkowym, a wręcz przeciwnie – w znaczący i wielowątkowy sposób miejsce owo dopełnia się z tą sztuką. Nie chodzi

o odwzorowanie fizyczności tego miejsca w przestrzeni obrazu, rzecz nie w tym, że tu i tam rozpoznamy znane kształty, znajomy profil domu albo perspektywę ulicy. Bartłomiej Michałowski daleki jest od dosłowności, przemawiać chce atmosferą, aurą, duchowością, która zrodziła się tu, gdzie ścierają się tektoniczne płyty kultur zachodu i wschodu, przez wieki tworząc enklawy tolerancji. Tam właśnie gdzieś artysta patrzy, tam – za kurtynę rzeczy, widzi dalej, głębiej, inaczej, stamtąd czerpie sens swej pracy. Kresowe kościółki, cerkwie czy syna-gogi, wiekowe mury, wydeptane bruki są kostiumem, w jakim przemawia do nas prawda

o człowieku.

Bartłomiej Michałowski maluje swoje miejsce na świecie, obciążone taką a nie inną pamięcią, niekiedy wyróżnione pamięcią tak dotkliwie, że nie chce się o niej pamiętać.

Sztetł to świat z tej pamięci – albo nie-pamięci – świat ludzi małych, nieznanych, i ludzi fascynująco wielkich, jak Bruno Schulz... Malarstwo Bartłomieja Michałowskiego odbudowuje pamięć tego świata. Nie bez powodu jego galeria autorska usytuowała się przy Bramie Grodzkiej, która dzieliła – i łączyła – dwie społeczności przedwojennego Lublina.

Artysta w trzeciej wystawie z cyklu „Sztetł” śmielej sięgnął po kolor, zarazem odebrał formom konkretność. Kształty poczynają wibrować, zlewają się, raz zdają się być lekkie,

gdzie indziej – przytłaczają ciężarem. Kolory silnie wzmacniają dramatyzm. To przejmujące,

a jednocześnie – piękne malarstwo, wykorzystujące pełnię możliwości, jakie daje akwarela.

 

Grzegorz Józefczuk- Gazeta Wyborcza