A A A
  • Babcia karmiąca gołębie na rynu w Drohobyczu, fot.B.M.2009
    Babcia karmiąca gołębie na rynu w Drohobyczu, fot.B.M.2009

Czy Schulz przewidział pandemię grypy?

WIRUSY I NIEPEWNOŚC NA UKRAINIE

Kilkanaście dni temu powróciłem z Drohobycza na Ukrainie, miasta rodzinnego Brunona Schulza. Kiedy przybyłem, miasteczko z pozoru wyglądało normalnie, nic nie wskazywało na to, że w powietrzu krążą jakieś tajemnicze wirusy. Targ odbywał się jak co dzień, ruch na ulicach normalny, kawiarnie i restauracje pełne ludzi, uwagę zwrócił tylko pokrojony czosnek i cebula rozstawiony na stolikach, jako "gratis" do "Zakarpackiego" tudzież innych używek. Również babcia karmiąca gołębie na rynku( zobacz krótki film http://www.youtube.com/watch?v=pl7AxeSUgIo ) stwarzała wrażenie sielanki i spokoju, jak się okazało podczas szalejące już grypy. Faktycznie trudno było się umówić ze znajomymi, kiedy dzwoniłem z drugiej strony odpowiadały często mocno zmienione przeziębieniem głosy lub okazywało się, że chore są dzieci. Jednym z nielicznych wyjątków był 86 letni Alfred Schreyer, ostatni żyjący w Drohobyczu uczeń Brunona Schulza, więzień trzech obozów koncentracyjnych. Pan Alfred tryskał wyśmienitym zdrowiem i humorem, żartował, że "świńska grypa" go nie dotyczy, bo świniny nie jada. Być może zagra jeszcze w tym roku koncert w Polsce. Odwołano również na kilka tygodni zajęcia w szkołach, gruchnęla też pogłoska, że zmarł ktoś chory na grypę. Zaskakujące, ale wirusy dopadały najczęściej ludzi młodych, przeciętnie do 40 roku życia, wydawałoby się najbardziej odpornych. Szpitale w szybkim tempie zaczęły się zapełniać chorymi. Niepewność i lekki strach zapanował w Drohobyczu, który stał się wkrótce jednym z najbardziej "zainfekowanych" miejsc na Ukrainie. Jakov Golberg twierdzi, że jak żyje czegoś takiego nie pamięta. Ilość sprzecznych informacji o liczbie, przyczynach i rodzaju zachorowań rozwijała się tak samo lub szybciej niż sama pandemia grypy. Każde zwykłe przeziębienie zaczęto utożsamiać z wirusem A/H1N1. Na to wszystko nałożyła się jeszcze gorączka przedwyborcza związana z planowanymi na styczeń wyborami prezydenckimi.

 

W potrzebie spokojnej refleksji sięgnąłem już po powrocie do opowiadań Drohobyczanina- Brunona Schulza, może tam znajdzie się coś, co da odpowiedź. Schulz i jego twórczość przecież co raz odkrywa przed nami nowe karty. I tak już na początku "Sklepów cynamonowych" w opowiadaniu "Nawiedzenie" pisze: "Już wówczas miasto nasze popadało coraz bardziej w chroniczną szarość zmierzchu, porastało na krawędziach liszajem cienia, puszystą pleśnią i mchem koloru żelaza." Wydawałoby się niewinny opis, ale jak mocno brzmi słowo "już wówczas", a "liszaje cienia" i "puszysta pleśń", czy nie są wstępem do czegoś lub zapowiedzią?

Oczywiście odpowiewdzi mogą być różne i sugestia może wydawać się przesadzona. Jednak w innym fragmencie w rozdziale XXXVI z "Wiosny"("Sanatorium pod klepsydrą") Schulz pisze jeszcze dobitniej: "Czemu te domy tak świecą w tym pociemniałym krajobrazie? Im bardziej chmurnieje szum parków, tym ostrzejsza staje się wapienna biel domów i świeci bez słońca gorącym refleksem spalonej ziemi, coraz jaskrawiej, jak gdyby za chwilę popstrzyć się miała czarnymi plamami jakiejś jaskrawej i pstrej choroby. Psy biegną upojone, z nosami w powietrzu. Wietrzą coś nieprzytomne i wzburzone buszując w puszystej zieleni".(Zwróć uwagę na psy na rynku we wspomnianym wcześniej filmie).

Czy Schulz znowu przewidział coś, co może zdarzyć się "za chwilę"? "Chorobę"? Znowu nas zaskoczył?

 

Lecz przewrotność Schulza też jest znana. W momencie, kiedy wydaje nam się, że już wiemy, a jeszcze chcielibyśmy tak na sto procent mieć potwierdzenie, czytamy w rozdziale następnym XXXVII: "Nie powiem nic. Dla ciebie milczę, Bianko, i żadna tortura nie wydobędzie ze mnie wyznania".

 

Bartłomiej Michałowski, listopad 2009r.